W przerwie spotkania było gorąco w waszej szatni, czy może trener na spokojnie wyjaśniał co macie robić na boisku?
Sebastian Leszczak: Mogę powiedzieć, że w przerwie troszkę spuściliśmy głowy w dół. Po tych pierwszych 20 minutach byliśmy trochę zaskoczeni in minus tym, że straciliśmy bramki po swoich indywidualnych błędach. Na szczęście daliśmy radę odrobić straty w drugiej połowie. Szkoda, że nie udało się strzelić jeszcze jednej bramki i wygrać tego spotkania. Byłby to dla nas chyba mecz tej rundy.
Z czego wynikało, że sportowy charakter pokazaliście dopiero w drugiej połowie?
Ciężkie pytanie. Chcemy grać jak najlepiej już od początku spotkania. To już nie jest pierwszy raz, kiedy na początku meczu tracimy bramki. Szczęśliwie udaje nam się to potem odrobić. Trzeba cieszyć się z tego, że jest charakter, jest drużyna, która jest gotowa zrobić krok do awansu.
Strzeliłeś bramkę z rzutu karnego na 6-6. Dochodziła ostatnia minuta meczu. Denerwowałeś się bardzo, czułeś stres?
Nie. Przed rzutem karnym podszedł do mnie Robert [Dąbrowski – przyp. MK.] i powiedział mi, że wie, że strzelę. Zrobiłem to z uśmiechem na ustach. W tym elemencie gry jak na razie się nie mylę. Jestem pewny swoich umiejętności i myślę, że ciężko będzie spudłować z przedłużonego rzutu karnego.
Przed wami teraz spotkania z przeciwnikami z niższej półki w ligowej klasyfikacji. Będzie łatwiej niż z czubem tabeli?
Wydaje mi się, że nie – każdy mecz jest trudny. Pokazało to Heiro, z którym zagraliśmy również bardzo słabą pierwszą połowę. Później dostaliśmy przypadkową bramkę, a następnie musieliśmy gonić wynik. Mieliśmy sytuacje na pustą bramkę i nie strzelaliśmy. Wydaje mi się, że zespoły z dolnej części tabeli będą bardziej skoncentrowane, aby wywalczyć z nami jakieś punkty. To będą chyba najtrudniejsze mecze. Tak zwykle jest, że te najłatwiejsze okazują się być najtrudniejszymi.
