FOGO Futsal Ekstraklasa. Nieudany występ BSF-u z Widzewem Łódź

320 0

Bardzo nie lubię histeryzowania, ale sytuację bocheńskiej drużyny po 7. kolejce trzeba ocenić jako bardzo złą. Porażka z dysponującym słabym składem Widzewem pokazała, że podopieczni Toniego Corredery nie byli w stanie dobrze wykorzystać przerwy na mecze reprezentacji i nadal są bardzo dalecy od dobrej dyspozycji, do tego ich morale jest na niskim poziomie. Oto najważniejsze wnioski po niestety wyjątkowo nieudanym występie.

BSF ABJ Powiat Bochnia 2-3 (0-2) Widzew Łódź
Stefano Galešić 23′, 31′ – Kristián Medoň 1′, Jefferson Ortíz 20′, Dmytro Rybićkyj 39′

BSF: Marek Karpak, Rafał Aksamit – Arkadiusz Budzyn, Minor Cabalceta, Sebastian Leszczak, Mateusz Prokop, Mikhael Almeida, Wojciech Doroszkiewicz, Stefano Galešić, Piotr Matras, Fran Moreno, Adam Wędzony, Wojciech Przybył. Trener: Toni Corredera

1. Ciała na boisku, głowy wciąż w szatni

Pierwsze sekundy spotkania w wykonaniu BSF-u były fatalne. Bochnianie rozpoczęli zdekoncentrowani, już w pierwszej akcji dość łatwo zgubili krycie, nie zablokowali dobitki, tracąc bramkę na 0-1. Chwilę później powinno być 0-2, ale po stracie i braku asekuracji zespół dobrą interwencją uratował Marek Karpiak na spółkę z przeciętnymi umiejętnościami rywali. Trener Corredera musiał wziąć czas już po dwóch minutach (!), ale BSF bardzo długo albo nie miał żadnego pomysłu na grę, albo zupełnie nie był w stanie wcielić go w życie. Pojawiły się pojedyncze okazje, w najlepszej Stefano Galešić dobrze się zastawił i trafił w słupek, zawsze brakowało jednak precyzji. Bolesnych do oglądania momentów, jak choćby zderzenie Minora Cabalcety z Wojciechem Przybyłem, było wiele. Gol na 0-2 obnaża deficyty drużyny, w postaci słabego przygotowania motorycznego oraz braku koncentracji w ważnych momentach. Sebastian Leszczak przegrał pojedynek z Jeffersonem Ortízem (w ogóle gracze BSF-u mieli ogromne problemy z upilnowaniem go), a żaden z trzech kolegów nie był w stanie udzielić mu pomocy. Pierwsza połowa była jedną z najgorszych w historii BSF-u na poziomie Futsal Ekstraklasy, a patrząc na siłę rywala, może wręcz najgorszą. Z całym szacunkiem dla Widzewa, jego kadra w tym momencie nie predestynuje do niczego więcej niż walka o utrzymanie, a jednak to goście prowadzili od samego początku do końca i zgarnęli bezcenne punkty.

2. Jedni chcą za mało, inni za bardzo

W momencie kryzysu odpowiedzialność na swoje barki wziął Stefano Galešić. Młody chorwacki „pivot” zdobył po przerwie dwie bardzo ładne bramki, nie bał się oddawać strzałów z trudnych pozycji, był bardzo aktywny. Gdyby bochnianie jakimś cudem wygrali to spotkanie, to zostałby zapewne wybrany jego najlepszym zawodnikiem, może obok mającego dużo pracy Karpiaka. Niestety w kluczowym momencie podjął zbyt duże ryzyko, a jego nierozważny wślizg przy linii bocznej zakończył się faulem i konsekwencjami w postaci drugiej żółtej kartki. W osłabieniu BSF nie zdołał się skutecznie obronić. Galešicia należy jednak pochwalić za chęci i zaangażowanie, bo bez tego być może nie byłoby nawet wyrównania i chwilowej nadziei na osiągnięcie korzystnego rezultatu.

3. Wina sędziów?

Część kibiców jako przyczynę porażki wskazywało błędy arbitrów. Czy nie jest to jednak zbyt łatwa wymówka? Bochnianie zostali ukarani sześcioma żółtymi kartkami, co przełożyło się na jedną czerwoną, bo często byli spóźnieni i musieli się ratować przewinieniami, w obu połowach wykorzystali limit fauli. Galešić zaatakował ostro Ortíza i ja nie byłem zdziwiony, że zakończył spotkanie przedwcześnie. Pierwszą kartkę obejrzał za trafienie rywala ręką w twarz i w tamtej sytuacji trudno było dziwić się decyzji rozjemców. Sędziowie, o ile nie są przekupieni, mylą się zazwyczaj w obie strony. W tym spotkaniu ja nie dopatrzyłem się rażących błędów na niekorzyść gospodarzy, a jakieś kontrowersje w tak dynamicznym sporcie będą zawsze. Mam nadzieję, że gdy emocje już nieco opadły, fani zdobędą się na nieco głębsze refleksje na temat rywalizacji z Widzewem.

4. Na razie nie ma na czym budować nadziei

Trudno wskazać jeden element, który funkcjonowałby dobrze, bo niezłe występy pojedynczych graczy to za mało. BSF ma na ten moment najsłabszy atak w stawce, choć jest w tej lidze kilka zespołów o dość skromnych możliwościach, gra w defensywie też pozostawia sporo do życzenia. Passa meczów bez wygranej wynosi już sześć. Minor Cabalceta na razie jest cieniem siebie sprzed kontuzji, a przecież na niego niemal zawsze można było dotąd liczyć. Sytuacja wygląda bardzo źle, bo już w niedzielę bochnianie podejmą Śląsk Wrocław i z racji na sytuację w tabeli będzie to kolejne niezwykle ważne spotkanie. Pozostaje wierzyć, że drużyna zdoła się zjednoczyć i przetrwa razem trudny moment. Na świetną grę, taką jak w poprzednim sezonie, nie ma jednak na razie co liczyć.

Autor: Mateusz Filipek

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *