Wywiad z Marcinem Kaczmarczykiem
Początek obiecujący. Później tracicie bramkę, w drugiej połowie wychodzicie na prowadzenie, a na koniec i tak wszystko potwierdza regułę, że Financity i tak ostatecznie wygrywa.
Wiadomo, że Financity, to uznana marka w Krakowie i okolicach. Wiadome jest, że jeżeli jadą na jakiś turniej, to tylko w jednym celu – żeby go wygrać. Wydaje mi się, że postawiliśmy ogranemu w ligach halowych rywalowi duży opór. Niestety, ale mimo że gramy w lidze bocheńskiej nie mamy czasu, aby wspólnie trenować. Wpływ na to ma praca i studia. Jestem zadowolony z postawy całej drużyny. Udało nam się strzelić ładną bramkę. Choć koniec końców przegraliśmy, zaprezentowaliśmy się dobrze i nie ma czego się wstydzić.
Ta ładna bramka to chyba pana , prawda?
Tak się złożyło, że moja. Wszystkie zresztą były ładne…
I we wszystkich udział mieli bracia Kaczmarczykowie.
Tak się fajnie złożyło, że możemy jeszcze grać ze sobą – trójka braci w jednym zespole. Pomimo tego, że różnica pomiędzy najstarszym a najmłodszym to aż 10 lat. Mam nadzieję, że radość ze wspólnej gry będzie trwała jak najdłużej.
A czego zabrakło wam, aby dojść do finału?
Myślę, że to też wina zmęczenia. Zaczęliśmy spotkania o 8 rano. Teraz mamy już prawie godzinę 9 wieczór. To prawie cały dzień na boisku. Nie byliśmy jak Financity rozpędzeni. Grali w ostatniej grupie, później zaraz mieli ćwierćfinał i półfinał. My mieliśmy ponad pięć godzin przerwy. Mięśnie zastygły. A że nie ma tu fizykoterapii (śmiech) byliśmy zmęczeni trudami tego turnieju.
Jak oceni pan turniej?
Bardzo sympatyczne wydarzenie. Szkoda, że zabrakło kibiców podczas naszych meczów grupowych. Było kilka ciekawych spotkań. Dopiero od ćwierćfinałów trybuny się zapełniły. To dobrze, że ludzie chcą oglądać futsal w Bochni. A jest przecież co oglądać. Zjechali się przecież znani zawodnicy i markowe drużyny. A wiele spotkań ma bardzo wysoki, rewelacyjny poziom.
A jakie cele przed Widmatem?
Chcemy wygrać bocheńską I ligę. To cel główny. Jeżeli pojawią się jakieś okazje, aby wyjechać na ciekawy turniej w Małopolsce, to – o ile uda nam się zebrać – będziemy chcieli wziąć w nim udział.
*
*
Wywiad z Łukaszem Szymanowskim
Mimo, że wynik 4-2 wskazuje pewne zwycięstwo, chyba nie przyszło ono zbyt łatwo.
Był to wymagający rywal. Tym bardziej, że to gospodarz, z którym gra się zwyczajowo ciężej.
Czy zgodzi się pan z opinią, że Financity to jak reprezentacja Niemiec w piłce na trawie? Wszyscy próbują, starają się, a na koniec i tak zwycięża Financity.
Mamy w swojej drużynie futsalowego wyjadacza. Jednak tak naprawdę, to musimy jako drużyna wiele się napocić. Nic samo nie przychodzi.
Czy była jakaś nerwówka, gdy przegrywaliście 1-2?
Myślę, że nie. Tutaj wychodzi całe doświadczenie. Chłopaki grali przecież na hali w dużych klubach. Zdobywali mistrzostwo Polski. Pięć minut do końca na hali to dużo czasu. Można wycofać bramkarza, tak jak my, i strzelić bramki.
Z jakimi nadziejami pojedziecie do Rzeszowa?
Wiadomo, że gra się aby wygrywać. Nie wiem jednak jak zaprezentują się inne zespoły. Parkiet wszystko zweryfikuje.