III liga. Emocje przy Reymonta. BKS uległ Wiśle II Kraków

680 0

Wisła II – BKS 3-2 (0-0)
Bramki: Konrad Czapeczka 47′, Sławomir Zubel 68′ – Alan Uryga w 70′, 78′, 90′
Wisła II: Gerard Bieszczad – Patryk Fryc, Osman Chávez, Michał Czekaj (69′ Tomasz Zając), Remigiusz Szywacz – Emmanuel Sarki (72′ Dominik Kościelniak), Michał Nalepa, Alan Uryga, Fabian Burdenski, Patryk Małecki (60′ Jakub Pułka) – Dawid Kamiński (90′ Jakub Downar-Zapolski).

BKS: Jerzy Czapla – Tomasz Wojewoda, Jan Kret, Krzysztof Mazur, Krystian Lewicki – Konrad Czapeczka (75′ Wojciech Szkotak), Mariusz Łyduch, Piotr Górecki, Tobiasz Stokłosa (85′ Mateusz Fortuna), Jarosław Siwek (88′ Jakub Dobranowski) – Sławomir Zubel.

Przeciwko BKS-owi zagrać miał pierwotnie skład złożony z młodych piłkarzy Wisły, którzy na co dzień występują w jej trzecioligowych rezerwach. Piłkarze i sztab drużyny z Bochni zastanawiał się przed spotkaniem, którzy z Wiślaków z pierwszej drużyny zagrają przeciwko zespołowi Marcina Manelskiego. Okazało się, że w wyjściowej jedenastce tylko Remigiusz Szywacz – lewy obrońca „Białej Gwiazdy” nie ma za sobą gry w Ekstraklasie. Wszystko przez Górnik, który odebrał wczoraj Wiśle punkty w Zabrzu. Zdenerwowany postawą swoich podopiecznych, szkoleniowiec Wisły – Franciszek Smuda, po powrocie ze Śląska nakazał wystawić w meczu rezerw możliwie najsilniejszy skład.

Bochnianie przystępowali do rywalizacji z wiślackimi rezerwami z bagażem ciężkich przeżyć w III lidze. Osiem spotkań z rzędu bez zwycięstwa, w których zdobyli tylko jeden punkt i coraz niższa pozycja w tabeli deprymowała młody zespół Marcina Manelskiego. Niestety deprymować będzie nadal. Mimo rozegrania doprawdy bardzo dobrych zawodów w Krakowie, zawodnicy BKS zeszli pokonani przez niezwykle mocną kadrowo Wisłę II.

Piłkarze z Bochni przez pierwszy kwadrans czuli chyba tremę z faktu, że przyszło im grać z zawodnikami, których mogą na co dzień oglądać na srebrnym ekranie, zawodnikami ze sporym piłkarskim dorobkiem i umiejętnościami. Tym też chyba można tłumaczyć niedokładności i bojaźń w poczynaniach BKS, który rzadko opuszczał swoją połowę boiska, a jeżeli już to robił, to zawodnicy odpowiedzialni za kreowanie akcji wybierali złe decyzje.

Wraz z upływem czasu, kiedy okazało się, że Wisła ma spore problemy ze sforsowaniem defensywy bochnian, ciężar gry Bocheńskiego przesunął się z przedpola własnego pola karnego w kierunku bramki Gerarda Bieszczada. Co prawda osamotniony w ataku Sławomir Zubel nie mógł liczyć na liczne wsparcie ze strony swoich kolegów, ale na tyle umiejętnie toczył pojedynki z Michałem Czekajem i Osmanem Chavezem, że dawał swoim partnerom czas niezbędny do podłączenia się do akcji ofensywnej.

Między 16 a 20 minutą najlepszy napastnik BKS-u dwukrotnie znalazł się z piłką w polu karnym Wisły. Najpierw przewrotką próbował zakończyć dośrodkowanie z prawego skrzydła, a chwilę później z 10 metrów, atakowany oddał niecelny strzał, tuż obok słupka.

Wisła dążyła do zdominowania Bocheńskiego, ale niewiele z tych prób wynikało. Owszem posiadanie piłki było wyraźnie na korzyść Wisły, jednak nie potrafiła (bardzo słaby występ Patryka Małeckiego) poważniej zagrozić bramce Jerzego Czapli. Dość powiedzieć, że pierwszy celny strzał Wisła oddała dopiero w 40 minucie po atomowym uderzeniu Sarkiego. Tuż przed przerwą bochnian od utraty gola uratowała poprzeczka, na której zatrzymało się zagranie… Piotra Góreckiego.

Pod koniec pierwszej połowy także bochnianie spróbowali swoich sił pod bramką rywala. Ku zdumieniu przeciwników sprawnie rozgrywali piłkę tuż przed szesnastką gospodarzy, gdzie Zubel umożliwiał Tobiaszowi Stokłosie i Mariuszowi Łyduchowi grę na tak zwaną ścianę. Dzięki temu oraz dynamicznym wejściom z głębi pola bliscy powodzenia byli i Zubel i Łyduch.

Po zmianie stron oglądaliśmy już dużo bardziej otwarty mecz z licznymi sytuacjami pod bramkami obu zespołów. Jako pierwsi zaatakowali goście i już w 47 minucie zdobyli bramkę na 1-0. Grający na lewym skrzydle Jarosław Siwek w dziecinny sposób ograł Patryka Fryca, a następnie dośrodkował na dalszy słupek, gdzie akcję zamknął Konrad Czapeczka strzałem z pierwszej piłki.

Utrata bramki podziałała mobilizująco na Wisłę, która zaczęła bardziej zdecydowanie atakować defensywę przyjezdnych. Strzelali Alan Uryga i Sarki, ale albo brakowało im precyzji, albo dobrze bronił Czapla.

Otwarcie gospodarzy sprzyjało BKS-owi w przeprowadzaniu szybkich kontrataków W 68 minucie przyjezdni podwyższyli prowadzenie. Szybkie rozegranie kontrataku zaowocowało zagraniem na lewe skrzydło, skąd Tobiasz Stokłosa wrzucił piłkę w pole karne, a tam Zubel popisał się świetnym tajmingiem uderzając głową z wysokiego pułapu. Piłka uderzona została w kierunku dalszego słupka nie dając Bieszczadowi szans na skuteczną interwencję.

Trafienie Zubla zdawało się wbić gwóźdź do trumny Wisły. Niestety, z każdą minutą BKS gasł, a brak sił przekładał się na podejmowanie złych boiskowych decyzji. Zaledwie dwie minuty po trafieniu Zubla piłkę w dziecinny sposób stracił boczny obrońca Krystian Lewicki, w konsekwencji czego gospodarze przeprowadzili błyskawiczną kontrę pakując piłkę do siatki z najbliższej odległości. Niespełna osiem minut później krakowianie skorzystali z kolejnego błędu bocznego obrońcy, którego strata przyczyniła się do szybkiego ataku na bramkę bochnian. Z piłką popędził Jakub Pułka (zaledwie minutę wcześniej jego indywidualna akcja zakończyła się strzałem w poprzeczkę) i po minięciu trójki pomocników BKS-u zagrał do niepilnowanego Urygi, który sytuacyjnym strzałem pokonał po raz drugi już Czaplę.

Wisła atakowała nadal i co rusz kotłowało się pod bramką gości. Wydawało się, że za chwilę drużyna Macieja Musiała wyjdzie na prowadzenie. Bochnianie przetrwali jednak napór przeciwnika i sami zaczęli groźnie się ogryzać. Po jednej z kontr błąd popełnił, wydaje się, arbiter, który uznał, że wychodzący na czystą pozycję Tobiasz Stokłosa znalazł się na pozycji spalonej.

Zbliżała się 90 minuta, a trener Manelski zaczął przeprowadzać zmiany w celach taktycznych. Wówczas, w doliczonym już czasie gry fatalny błąd popełnił wprowadzony kilka minut wcześniej Mateusz Fortuna. Zagrana przez niego piłka wszerz boiska została przechwycona przez gospodarzy, którzy natychmiast po kilku podaniach uruchomili w polu bramkowym Urygę, który strzałem przy sprawiającego wrażenie przyklejonego do linii Czapli dał swojemu zespołowi trzecią bramkę i trzy punkty.

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *