Piłka ręczna. Ostrovia „na widelcu”, ale tylko przez jakiś czas

567 0

Pierwszy w tym meczu rzut był wykonany bardzo energicznie, choć chwilę zajęło graczom Ostrovii by skierować piłkę do bocheńskiego okienka. Lokalni fani liczyli jednak na rychłą odpowiedź swych ulubieńców i faktycznie – doczekali się. Mateusz Nowak huknął jak z armaty, tak więc Patryk Foluszny nie miał szans w starciu z lecącą z zawrotną prędkością piłką. Szansa na bramkę numer dwa dla MOSiR-u szybko nadeszła za sprawą rywala, która najzwyczajniej w świecie zgubił piłkę. Ten kontratak bochnianom niestety nie wyszedł. Jak się powinno taki atak przeprowadzić? – Podopieczni Krzysztofa Przybylskiego pokazali to już w kolejnej minucie spotkania, kiedy to Mateusz Wojciechowski – bez zbędnego słownego instruktażu, pokazał wszystkim jak profesjonalnie kontrować. Po chwili to samo zrobił Patryk Staniek i rywal już odskoczył na dwie bramki (1:3 w 5. minucie).

Bochnianie nie należą jednak do tych co tak łatwo odpuszczają, a fakt rozgrywania spotkania z trzecią drużyną ligowej tabeli zadziałał na nich raczej mobilizująco, a nie jak co poniektórzy mogli pomyśleć – deprymująco. Dlatego też nie trzeba było zbyt długo czekać na wynik remisowy, a doprowadził do niego Maciek Imiołek tuż po tym jak zamienił na bramkę rzut z linii siódmego metra. Zresztą nie tylko w tej jednej akcji zabłysnął doskonale znany wśród kibiców Maciek, bo jego akcje w obronie zebrały z trybun spore pokłady braw, czyniąc „Małego” – „Wielkim Defensorem”. Gdy w bocheńskim okienku błysnął dodatkowo Jarosław Gut, w oczach reprezentantów MOSiR-u pojawiła się prawdziwa chęć natychmiastowego odjechania przeciwnikowi. I to się im rzeczywiście na chwilkę udało. Po trafieniu Adriana Najucha i Pawła Lysego kibice ujrzeli wynik 9:7 (siedemnasta minuta meczu), ale gdy tylko ów rezultat został dostrzeżony przez trenera Przybylskiego to szkoleniowiec KPR-u równie szybko poprosił o czas dla swej drużyny.

Co się stało po tej przerwie na życzenie? – Tego chyba sami bochnianie nie wiedzą. Kolejne minuty upływały, a gracze z Solnego Grodu po prostu nie potrafili wcisnąć piłki do bramki ekipy z Wielkopolski. Wprawdzie trzeba uczciwie przyznać, że w tej bramkowej wstrzemięźliwości mocno pomógł bochnianom Patryk Foluszny, ale to nie tylko za sprawą doskonałych obron golkipera KPR-u gospodarze cierpieli. Przez niespełna dziesięć minut podopiecznym Ryszarda Tabora nie udało się zdobyć żadnej bramki, a tymczasem rywal nie próżnował. Dwie bramki Mariusza Kuśmierczyka i trzy trafienia Krzysztofa Łyżwy wyprowadziły ekipę Ostrovii na trzybramkowe prowadzenie i taką różnicą zakończyła się pierwsza odsłona meczu.

Czy po przerwie miało nastąpić wielkie przełamanie bochnian i powrót do dobrej i skutecznej gry? – Taki był plan, ale z jego realizacją było już nieco gorzej. Nie dość, że w bramce KPR-u cuda wyczyniał wspominany już Patryk Foluszny (a w zasadzie owe cuda czynił głównie za sprawą jednej nogi) to jeszcze bochnianie popełniali rażące błędy. W tym większym byli więc gospodarze szoku, gdy to reprezentanci Ostrovii odnotowali dwie z rzędu starty piłki. Prawda była jednak niezwykle brutalna: choćby i rywal pomylił się dziesięć razy to ciężko powiedzieć czy bochnianom udałoby się choć w pięćdziesięciu procentach z tych start przeciwnika skorzystać… Jak grę w ofensywie MOSiR-u i grę bramkarza gości ocenił Mateusz Zubik? – Oczywiście nie można nic bramkarzowi zarzucić, bo bardzo ładnie bronił, ale uważam że część z tych rzutów które obronił, gdyby były rzucone poprawnie, inaczej by się skończyły – analizował. – Jak rzucaliśmy precyzyjnie górą, czasem między nogami – bo właśnie lubił tę jedną nogę podnosić – często to nam wchodziło, ale jak rzucaliśmy półgórę, czyli najłatwiejszy rzut do obrony, to nie wychodziło. A tych rzutów niestety w dniu dzisiejszym było najwięcej. I chyba to najbardziej boli, że taktycznie jakoś to w miarę dzisiaj wyszło, ale skuteczność rzutowa była tragiczna – podsumował reprezentant MOSiR-u.

Niestety tak to właśnie było w tym meczu, że to co bochnianie sobie zaplanowali wyglądało naprawdę dobrze ale tylko i wyłącznie do momentu oddania rzutu. – Zagraliśmy spotkanie całkiem przyzwoite gdyby nie trzeba było… rzucać na bramkę w pewnych sytuacjach – przyznał otwarcie Ryszard Tabor. – Wypracowaliśmy sobie wiele dogodnych sytuacji, natomiast byliśmy bardzo nieskuteczni. – Duża w tym oczywiście zasługa kolegi który stał w bramce, ale bezpośrednio przede wszystkim była to zasługa naszych zawodników, którzy nie zmienili sposobu rzutu czy strefy w bramce i to się błyskawicznie zemściło różnicą która powstała w drugiej połowie. I to najbardziej boli. Naprawdę, gdybyśmy dzisiaj oceniali samo rozegranie akcji to ja bym je ocenił pozytywnie, natomiast skuteczność bardzo negatywnie, a niestety, mecz się kończy i podsumowuje ilością zdobytych bramek. Walczyliśmy, staraliśmy się jak mogliśmy, ale w dniu dzisiejszym zespół przeciwnika był o te kilka bramek lepszy – powiedział szkoleniowiec bochnian.

W 45. minucie MOSiR przegrywał już 16:23, a zdobywanie kolejnych bramek nadal szło mu jak po grudzie. Z kolei gracze z Ostrowa Wielkopolskiego trafiali seriami i czynili to z nieskrywaną wręcz radością. Bezbłędni oczywiście nie byli, ale w najważniejszych momentach potrafili popisać się skutecznością. Raz za razem czynił to zresztą Ksawery Gajek, który w szczególności w ostatnich dziesięciu minutach meczu niezwykle mocno dał się we znaki bocheńskiej defensywie. Gdy jednak coś w ataku szło nie po myśli graczy Ostrovii, na posterunku stał zwarty i gotowy do obrony Patryk Foluszny. – Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz, że wiele dobrych zespołów w Bochni się męczyło i wygrywało tak naprawdę dopiero w ostatnich minutach spotkań – mówił bohater KPR-u. – Dzisiaj bardzo dobrze mi się współpracowało z kolegami z obrony, bardzo mi pomagali, a to co się udało odbić w sytuacjach sam na sam to tylko cieszy, że dzięki mojej pracy to się po prostu udaje – przyznał golkiper drużyny gości.

Mając takiego bramkarza – Ostrovia nie mogła przegrać, mając taką ofensywę – Ostrovia nie mogła przegrać, a czy była w ogóle szansa na to, że bochnianie mogliby zwyciężyć? – Gdyby każdą sytuację zamieniali na bramkę, gdyby nie popełniali tylu błędów i gdyby w pełni wykorzystali fakt, że rywal niemal jedną czwartą spotkania przesiedział na ławce kar (14 minut), to rzeczywiście – moglibyśmy mówić o jakiś szansach…

MOSiR Bochnia – KPR Ostrovia Ostrów Wlkp. 23:30 (11:14)

MOSiR: Gut, Węgrzyn – Lysy 5, Najuch 4, Bujak 3, Imiołek 3, Budziosz 2, Nowak 2, Janas 1, Jewiarz 1, Pach 1, Zubik 1, Spieszny, Więcek, Wolnik.
Kary: 6 min.
Karne: 5/7.

KPR Ostrovia: Foluszny, Adamczyk – Gajek 7, Łyżwa 6, Staniek 5, Kuśmierczyk 3, Piosik 3, Krzywda 2, Tomczak 2, Śliwiński 1, Wojciechowski 1, Bielec, Klara, Olszyna, Stempniak.
Kary: 14 min.
Karne: 1/1.

Wyniki pozostałych spotkań:
Nielba Wągrowiec – SPR Tarnów 28:24 (14:12)
KSSPR Końskie – SRS Czuwaj Przemyśl 39:33 (18:16)
UKS Olimp Grodków – Siódemka Miedź Legnica 23:28 (13:16)

Viret CMC Zawiercie – LKPR Moto-Jelcz Oława – 20.03 godz. 12:30
KSZO Odlewnia Ostrowiec Św. – Piotrkowianin Piotrków Trybunalski – 20.03 godz. 16:00
MTS Chrzanów – Olimpia MEDEX Piekary Śląskie – 13.04 godz. 18:30

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *