FOGO Futsal Ekstraklasa. Marcin Waniczek:- „Poznałem w tym miejscu fantastycznych ludzi”

880 0

Dziś trener Marcin Waniczek roli trenera AZS-u UŚ przyjedzie do Bochni na mecz 24. kolejki FOGO Futsal Ekstraklasy. W rozmowie z nim zapytaliśmy o okoliczności jego nagłego zniknięcia tuż przed sezonem 2021/22, odczucia przed nadchodzącym spotkaniem i obecny sezon w wykonaniu „Akademików”.

– Jutro będzie Pan miał okazję poprowadzić AZS UŚ w rywalizacji ze swoim byłym klubem. Zniknął Pan z niego niespodziewanie tuż przed rozpoczęciem sezonu 2020/21, a kibice z oficjalnego komunikatu dowiedzieli się jedynie, że przyczyną były problemy zdrowotne. Czy fakt, że z początkiem nowej edycji rozgrywek podjął Pan pracę w klubie z Katowic oznacza, że te najgorsze chwile są już za Panem?

– Ogólnie to faktycznie mam trochę sobie za złe, że bez pożegnania zniknąłem z środowiska, które mnie świetnie przyjęło i z którym przeżyłem genialne dwa i pół roku. Aby się wytłumaczyć, to muszę wyjaśnić zawiłość tamtej sytuacji. Pod koniec okresu przygotowawczego trafiłem do szpitala, a lekarze podjęli decyzji o natychmiastowej operacji. Wtedy myślałem, że już nie wrócę do sprawności i do aktywności zawodowej, a co dopiero do roli trenera. Po kilku tygodniach udało mi się jednak pozbierać i mogłem pomagać zdalnie Maćkowi Wołoszynowi oraz Kubie Owczarkowi, którzy wzięli na siebie ciężar prowadzenia drużyny. Poradzili sobie bardzo skutecznie Kiedy już byłem gotowy, żeby pomóc chłopakom osobiście, klub znalazł trenera który zdecydował się poprowadzić drużynę, a ja wtedy uznałem, że moja misja się ostatecznie zakończyła i nie chciałem stawiać siebie czy obecnego trenera w niezręcznej sytuacji. Po prostu uznałem, że jakieś oficjalne pożegnanie będzie dla mnie trudne, a dla nowego trenera niezręczne, więc kibicowałem drużynie przed monitorem komputera, bo najważniejszy był awans BSF ABJ do Ekstraklasy i to się udało w świetnym stylu. Mój obecny powrót to efekt upartości wynikającej z chęci powrotu do ekstraklasy, bo dalej jestem w trakcie leczenia i co trzy tygodnie poddawany jestem dość intensywnej terapii. Z lekkim przymrużeniem oka mogę powiedzieć, że tak, jak BSF ABJ zasłużył na ekstraklasę, tak samo ja na nią zasłużyłem.

– Powrót do Bochni będzie więc dla Pana czymś więcej niż wyprawą na kolejne spotkanie ligowe?

– Oczywiście tak. Trochę się powtórzę, ale poznałem w tym miejscu fantastycznych ludzi oddanych wizji stworzenia mocnego klubu opartego na lokalnych sponsorach i oczywiście opartego na zawodnikach z regionu, a proszę mi uwierzyć, talentów na tej ziemi nie brakuje. Uważam, że każdy zawodnik, który był częścią tej drużyny przez cały czas mojej przygody w Bochni dołożył swoją cegiełkę do tego awansu. Będę pamiętał każdego z nich i do teraz ich wspominam.

– Stawka meczu będzie bardzo wysoka, BSF walczy o udział w play-offach, z kolei wy zajmujecie 13. miejsce, mając tyle samo punktów co Red Devils, oraz oczko przewagi nad Legią oraz Clearexem. Z ligi spadną dwie ekipy. W czym upatruje Pan nadziei, że UŚ nie znajdzie się w tym gronie? Co jest Waszym największym atutem?

– Dla nas każdy mecz w tej lidze ma bardzo wysoką stawkę, od samego początku mamy świadomość trudnej sytuacji w której się znaleźliśmy i walczymy z własnymi słabościami. Chce być dobrze zrozumian: drużyna BSF ABJ była tworzona na poziomie pierwszej ligi już z myślą o grze w Ekstraklasie i trzon tamtej drużyny stanowi o jej sile obecnie, natomiast drużyna AZS UŚ po awansie do ekstraklasy rozpoczęła przebudowę, więc nie jest to łatwe, ale ze względu na poziom rozgrywek konieczne. Nadzieję upatruję w tym, że jako Ślązak z krwi i kości wierzę i cenię ciężką pracę, uważam że zespół naprawdę wytrwale pracuje i ci zawodnicy zasługują, aby w tej lidze dalej się rozwijać. Nie chcę mówić o naszych atutach, bo trudno o nich mówić, kiedy gra się o utrzymanie i przegrywa się ostatni mecz z Jagiellonią 1-8, ale liczę, że pokażemy się w końcówce tego sezonu z dobrej strony i wywalczymy potrzebne nam punkty. bez fajerwerków, buńczucznych zapowiedzi, deprecjonowaniem przeciwnika, po cichu ale zwycięsko.

– W zespole AZS-u znajdziemy kilka bochenskich wątków. Jesienią w Panskiej drużynie występował Filip Rafanides, teraz dołączył Matheus, jest również Jakub Maślak. Co słuchać u tych graczy, jak sobie radzą i czy bocheńska publiczność zobaczy ich znowu w akcji?

– Tak to prawda. Przed sezonem tak, już wspominałem, musiałem zmienić drużynę, więc szukałem zawodników, którzy z miejsca mogliby nam pomóc. Uważałem, Filip była najlepszym wyborem. To w końcu reprezentant kraju, kapitan wicemistrza Słowacji, czyli zawodnik z ogromnym doświadczeniem bardzo nam potrzebnym. Ostatecznie okazało się, że nie dawał nam tego, czego oczekiwałem od obcokrajowca, więc podjęliśmy wspólną decyzję o zakończeniu współpracy. W jego miejsce sprowadziłem Matheusa, którego bardzo dobrze wspominałem jako człowieka i zawodnika, choć należy pamiętać, że wtedy jego sezon zakończył się przez pandemię przedwcześnie. Faktycznie zawodnik rodem z Brazylii fajnie się rozwinął w Irlandii [w barwach Blue Magic Dublin – przyp. red.], grając również w eliminacjach futsalowej Ligi Mistrzów i jego będzie można zobaczyć na parkiecie w Bochni. Kuba niestety obecnie boryka się z kontuzja, jak większość naszej drużyny zresztą. Wraca powoli do gry i raczej będzie wchodził z ławki. Szkoda, bo po początkowej zadyszce w jego wykonaniu stopniowo adoptował się do wysokiego poziomu Futsal Ekstraklasy i był ważnym zawodnikiem naszej drużyny.

Rozmawiał Mateusz Filipek

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *