Dawno nie było takich emocji przy Parkowej jak w sobotnie popołudnie, kiedy Bocheński KS zmierzył się z MKS Trzebinia. Zwroty akcji: od zgrzytania zębami po euforię, którą zabiła na koniec rozpacz po pięknym golu z rzutu wolnego. BKS zremisował 3-3 z MKS i utrzymał nad rywalem trzypunktową przewagę. Bohaterem meczu był Hubert Skocz – autor hattricku, którego skompletował między 69 a 74 minutą.
BKS Bochnia – MKS Trzebinia 3-3 (0-1)
Bramki: Hubert Skocz 69′, 72, 74′ – Michał kowalik 26′, Kacper Kikla 53′, Kacper Zembol 90’+5′
żółte kartki: Kacper Klimek, Damian Rudnik, Hubert Skocz – Adrian Zybiński, Kacper Zembol
BKS: Kamil Baka – Kacper Klimek, Michał Tomala, Kamil Trojan, Filip Gil – Oleksandr Andruszko, Mariusz Łyduch, Maksymilian Klimek, Hubert Skocz – Mateusz Grzybowski (63′ Kamil Kozik), Damian Rudnik (82′ Marcin Kołton).
MKS: Tomasz Wróbel – Kacper Zembol, Adrian Zybiński, Dawid Jampich, Piotr Piekarz – Michał Kowalik (76′ Konrad Balcer), Marcin Kalinowski (59′ Konrad Kalinowski) – Marcin Karcz (62′ Maciej Grzyb), Kacper Kikla (67′ Aleksander Suchocki), Michał Zakrzewski – Oskar Chechelski (78′ Hamed Arfa).
Z kim wygrywać i punktować jeśli nie z najsłabszą drużyną rundy wiosennej? MKS Trzebinia do meczu z BKS zdobył w 7 meczach tylko jeden punkt. Z Trzebini dochodziły informacje, że przed kilkoma dniami do dymisji podał się Piotr Chlipała – trener zespołu, która nie została przyjęta. Tymczasem BKS po kilku dobrych i przyzwoitych wiosennych występach utrzymywał trzypunktową przewagę nad strefą spadkową otwieraną jeszcze w sobotnie przedpołudnie przez trzebinian.
Po niepowodzeniu sprzed kilku dni w Maniowych (przegrana 2-0), trener BKS – Damian Rębisz postanowił dokonać zmian w linii ataku i nie tylko tam. Na mecz z MKS Trzebinia bochnianie wyszli z dwoma napastnikami – dwiema typowymi „dziewiątkami”. Obok Damiana Rudnika zagrał Mateusz Grzybowski, zaś Aleksandr Andruszko został przesunięty nieco głębiej, aby atakować z prawego skrzydła. Po drugiej stronie boiska trener Rębisz umieścił Huberta Skocza. W środku pomocy Michała Tomalę, który tym razem wystąpił w linii obrony zastąpił Maksymilian Klimek. Razem z kapitanem Mariuszem Łyduchem mieli kontrolować grę gospodarzy powstrzymując rywali i napędzać ofensywny kwartet swojej drużyny.
Ofensywne ustawienie gospodarzy nie przyniosło im licznych sytuacji pod bramką rywali – mówiąc eufemistycznie. Niestety w pierwszej połowie BKS był bezzębny, przewidywalny i przede wszystkim mało ruchliwy w formacji ofensywnej. O ile organizacja gry w grze defensywnej była poprawna, o tyle przez ponad 30 minut pod bramką Tomasza Wróbla wiało nudą. Bardzo dobrze ze swoich zadań w zespole gości wywiązywali się defensywni pomocnicy: Kowalik i Kalinowski, którzy nie tylko blokowali poczynania bochnian, ale także skutecznie uruchamiali szybkich, odważnych skrzydłowych, spośród których świetnie prezentował się Marcin Karcz. Jeżeli dodamy do tego solidnie grającą w tej części gry linię obrony – otrzymamy obraz skonsolidowanej mądrej gry gości przy Parkowej. Uważna gra MKS została nagrodzona bramką Michała Kowalika, który uderzył z około 30 metrów zaskakując Kamila Bakę. Pod koniec pierwszej części meczu akcje BKS w końcu jednak zaczęły się zazębiać. Po piłkę częściej schodził Grzybowski dezorganizując szyki obronne przyjezdnych. Przyniosło to kilka akcji gospodarzy, które co prawda nie przyniosły bramki, ani nawet celnego strzału, ale dawały nadzieje na lepszą drugą połowę.
A ta dla bochnian… gorzej zacząć się nie mogła. Tym razem do bramki gospodarzy strzelił Kacper Kilka, który uderzył z bliska wykorzystując nie najlepszą interwencję bramkarza BKS. Warto jednak wspomnieć, że akcja poprzedzająca zdobycie bramki mogła się podobać. Trzebinianie rozprowadzili piłkę wzdłuż pola karnego BKS i zdołali oddać dwa strzały, z których jeden okazał się skuteczny. Po około godzinie gry i dwubramkowym prowadzeniu, trener gości – Piotr Chlipała – zmienił dwójkę swoich najlepszych zawodników.. Być może Karcz i Kalinowski odczuwali już trudy meczu, ale ich zejście z boiska szybko stało się widoczne. Już w 61 minucie swoją pierwszą dobrą okazję w tej części gry miał Skocz, ale przestrzelił. Po chwili na indywidualną akcję zdecydował się Kacper Klimek. Obrońca zagrał prostopadle w pole karne gości. Szybciej do piłki od bramkarza dobiegł Skocz, ale za bardzo wyrzucił się do boku pola karnego mijając Wróbla i szansa przepadła. Co się jednak odwlecze…
W 69 minucie rozpoczął się pięciominutowy festiwal Huberta Skocza. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu wolnego uderzył nogą w kierunku dalszego słupka dając bramkę kontaktową. W 72 minucie, po kolejnym dośrodkowaniu Mariusza Dyducha pokonał bramkarza głową, aby w ten sam sposób wyprowadzić swój zespół na prowadzenie w minucie 74, również pod dośrodkowaniu z rzutu wolnego kapitana BKS. Od tego momentu bochnianie przejęli kontrolę nad tym co się dzieje na boisku, zaś goście wydawało się, że stracili wiarę w zdobycie choćby punktu. Czwarta bramka wisiała na włosku. Tymczasem w ostatniej doliczonej minucie meczu goście wywalczyli rzut wolny w odległości około 25-30 metrów. Do piłki podszedł Kacper Zembol i uderzył mocno w okienko bocheńskiej bramki. Mimo interwencji Kamila Baki, piłka zatrzepotała w siatce. Za chwilę zrozpaczeni zawodnicy BKS usłyszeli gwizdek sędziego kończącego zawody.
Ten emocjonalny rollercoaster pozwolił BKS chwilowo utrzymać trzypunktową przewagę nad MKS Trzebinia. Jednak goście sobotniego meczu mają do rozegrania jeden mecz więcej oraz otrzymają punkty walkowerem za mecz z wycofanym z rozgrywek Podhalaninem Biecz. Przed bochnianami nadal mającymi trzy punkty nad strefą spadkową jeszcze osiem meczów ligowych.