Decathlon Puchar Polski. Thriller w Krakowie zakończony porażką BKS-u

336 0

To był mecz godny finału, nie tylko na szczeblu wojewódzkim. Zwroty akcji, wielkie emocje i rozstrzygnięcie w ostatniej minucie, rozpacz jednych kibiców, euforia drugich. Ostatecznie BKS Hal-Mont Bochnia przegrał 3-4 z Beskidem Andrychów i zakończył swoją przygodę w Pucharze Polski.

Beskid Andrychów 4-3 p.d. (1-1)[3-3] BKS Hal-Mont Bochnia Oliwier Pilch 18′, Dawid Sarnacki 80′, Szymon Wróblewski 81′, Bartłomiej Koryga 120′ – Hubert Skocz 8′ (k.), 90′, Ołeksandr Andruszko 83′

BKS: Kamil Baka – Kamil Trojan, Mateusz Sławecki, Szymon Różyński, Filip Gil – Mariusz Łyduch, Marcin Kołton, Michał Tomala, Hubert Skocz, Oleksandr Andrushko – Mateusz Grzybowski. Trener: Damian Rębisz.

Beskid: Dawid Wolanin – Dawid Sarnecki, Kamil Siwiec, Artur Mizera, Kacper Malarz, Tomasz Kaczmarczyk, Szymon Wróblewski, Patryk Koim, Patryk Matysek, Oliwier Pilch, Bartłomiej Ostafin Trener: Tomasz Moskała.

Rozgrywany na obiekcie Hutnika Kraków jeden z najważniejszych meczów w najnowszej historii BKS-u rozpoczął się idealnie dla podopiecznych trenera Damiana Rębisza, bo błyskawicznie wywalczyli rzut karny po faulu na Mateuszu Grzybowskim. Szansę wykorzystał Hubert Skocz. Niestety przeciwnicy dość szybko podnieśli się po nieudanym początku. Po ataku prawym skrzydłem piłka trafiła do Oliwiera Pilcha, a ten wykorzystał wolną przestrzeń i doprowadził do remisu strzałem przy dalszym słupku. Bochnianie mogli szybko odpowiedzieć, ale Skocz trafił z dystansu jedynie w poprzeczkę. Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ już zmianie, bo obie drużyny zaczęły grać ostrożniej.

Początek drugiej połowy także nie zapowiadał aż tak wielkich emocji. Rywalizujące ekipy zaczęły odczuwać trudy rywalizacji w wymagających warunkach, przez co tempo nieco spadło, mniej było składnych ataków i płynnej gry. W 71. minucie dogodną okazję miał Skocz, jednak trafił wprost w bramkarza. Rywale wyprowadzili w odpowiedzi szybki kontratak, jednak strzał Pilcha obronił Kamil Baka. Wydawało się, że kluczowa dla losów spotkania będzie 80. minuta, gdy niespodziewanie zespół Tomasza Moskały najpierw uzyskał przewagę po akcji lewą stroną i strzale głową Dawida Sarneckiego, a już kilkadziesiąt sekund później kolejny atak tą flanką zakończył się dograniem w pole karne, z czego skorzystał Szymon Wróblewski.

BKS zdawał się być już na deskach, ale zmiany dały bochnianom trochę nowej energii. Chwilę po stracie trzeciego gola dobre podanie z głębi pola otrzymał Oleksandr Andrushko. Przyjął piłkę i drugim kontaktem posłał ją pod poprzeczkę. Zespół znów uwierzył w swoje możliwości i dopiął swego przy dużym udziale zmienników. W doliczonym czasie gry z lewej strony dośrodkował Kamil Szwed, podanie przedłużył Kamil Kozik, a ostatecznie piłkę do bramki posłał Skocz. Doszło do dogrywki, w której znów obie drużyny miały problemy z konstruowaniem ataków. W 110. minucie podanie z głębi pola otrzymał Klimek, ale został sfaulowany przez Tomasza Kaczmarczyka. Gracz Beskidu został ukarany czerwoną kartką, ale bochnianie nie wykorzystali przewagi. W ostatniej akcji przez obronę przedarł się Bartłomiej Koryga i oddał strzał, po którym piłka odbiła się od słupka, a następnie wtoczyła się do bramki, ku uciesze fanów Beskidu oraz rozpaczy sympatyków BKS-u. Chwilę później sędzia odgwizdał koniec zawodów.

Bochnianie mają czego żałować. Nie byli zespołem słabszym, wybrnęli z poważnych tarapatów pod koniec drugiej połowy, a później uzyskali przewagę zawodnika w ostatnich minutach. W decydującym momencie zabrakło jednak koncentracji, być może z powodu braku sił. Ostatecznie kończą trudny sezon z podniesionymi głowami, choć także z niedosytem. Beskid w nagrodę zagra w przyszłym sezonie na poziomie centralnym.

MF

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *