BSF ABJ Powiat Bochnia zremisował 4-4 z Legią Warszawa w meczu 12. kolejki. Obie ekipy przed sezonem celowały znacznie wyżej, ale na obecną chwilę walczą o utrzymanie. Nie bez powodu, bo ich gra pozostawia wciąż wiele do życzenia. Oto najważniejsze wnioski po tym emocjonującym, ale pozostawiającym obu stronom poczucie niedosytu spotkaniu.
BSF ABJ Powiat Bochnia 4-4 (2-2) Legia Warszawa
Piotr Matras 6′, Minor Cabalceta 6′, Stefano Galešić 24′, Mykyta Możejko 34′ (s.) – Eric Sylla 1′, Mykyta Storożuk 13′, Oskar Szczepański 31′, Władysław Tkaczenko 33′
BSF: Marek Karpak, Rafał Aksamit, Oliwier Piwowarczyk – Arkadiusz Budzyn, Minor Cabalceta, Mateusz Prokop, Mikhael Almeida, Stefano Galešić, Piotr Matras, Adam Wędzony, Wojciech Doroszkiewicz. Trener: Eu Dominguez
1. Dziurawe defensywy.
Rywalizujące drużyny nie popisały się zbyt dobrze zorganizowaną grą w obronie. Przy pierwszym golu pozostawiony sam z dużo mocniejszym i wyższym Ericem Syllą Adam Wędzony nie zdołał zatrzymać przeciwnika, za to po chwili bochnianie także z łatwością przedarli się przez prowizoryczne zasieki Legii, później dość łatwo odebrali piłkę na jej połowie i szybko uzyskali przewagę. Wielkie brawa za pressing dla Arkadiusza Budzyna, jednak straty „Legioniści” na pewno mogli uniknąć. Drugi gol dla gości padł przez zbyt wolne przejmowanie krycia. Na pewno nie był to popis gry defensywnej obu stron. Po przerwie nie zmieniło się zbyt wiele. Należy pochwalić bochnian, że ruszyli odważnie i zdobyli bramkę na 3-2, ale mówiąc szczerze, weszli jak w masło w zdezorganizowaną obronę rywali. Sami jednak nie popisali się przy straconych bramkach, zwłaszcza tej ostatniej. Jedni i drudzy mają wiele do poprawy.
2. Warszawski górą w pojedynku bramkarzy.
Legia gra słabo, ale bramkarz Tomasz Warszawski nadal należy do najlepszych na swojej pozycji w lidze. I tym razem spisał się dobrze, bo przy straconych bramkach nie miał wiele do powiedzenia, za to wyróżnił się kilkoma interwencjami. Marek Karpiak długo dotrzymywał mu kroku, ale przy wspomnianym trafieniu na 3-4 popełnił duży błąd, bo minął się z piłką. Kiedy drużyna przeżywa kryzys, to tym bardziej potrzebny jest niezawodny „goalkeeper”, a na razie Słowak nie do końca spełnia oczekiwania. Dziś przegrał rywalizację ze swoim „vis-à-vis” i może właśnie to z perspektywy BSF-u przesądziło o braku zwycięstwa.
3. Cabalceta wraca do formy.
Kostarykanin zanotował dobry występ. Coraz lepiej czuł się z piłką, ale nie forsował na siłę dryblingów, nie strzelał też z nieprzygotowanych pozycji, za to potrafił się zastawić i utrzymać z futsalówką, oddał kilka groźnych uderzeń. Miał udział przy trzech golach, więc jego postawa przełożyła się na konkrety. Nadal jest daleki od dyspozycji z poprzedniej edycji, ale teraz choć momentami przypomina siebie z najlepszych czasów. Jest nadzieja, że powoli będzie wracał do formy.
4. Najlepszy był doping.
Drużyna wypadła tak sobie. Nie był to fatalny występ, ale zdecydowanie nie można też zaliczyć go do udanych. Patrząc na statystyki, więcej okazji miała Legia, natomiast test oka wskazuje raczej, że pod względem jakości stworzonych szans obie ekipy zaprezentowały się podobnie i podział punktów jest dość sprawiedliwym rezultatem. Świetnie wypadli za to bocheńscy kibice, którzy licznie stawili się w Hali Widowiskowo-Sportowej, zwłaszcza aktywnie dopingująca grupa „Young Dragons”.
MF






































































































